6 powodów, dla których warto jechać do Szwajcarii i 6 rzeczy, które mogą w niej denerwować

Najpierw zalety:

1. Wszędzie można znaleźć coś ciekawego do robienia

W pobliżu każdego miasteczka, czy to przy granicy z Niemcami, czy na drugim końcu kraju, przy granicy z Włochami, znajdziemy górę do wspinaczki, turkusowe i krystalicznie czyste jezioro do pływania, stromy kanion rzeki, wodospad czy zalesioną dolinę, idealną na zwykły spacer. Znajdziemy tu również świetnie przygotowane trasy dla rowerów górskich czy kręte asfaltowe drogi idealne dla pasjonatów kolarzówek, motocykli i sportowych aut (przyjemnością może być też podziwianie pojazdów innych osób – ilość sportowych nowinek inżynieryjnych, jak też starych, zabytkowych perełek jest wysoka).

plus1a

Oficjalna flaga Szwajcarii nie jest prostokątna, a kwadratowa.

Każdy rejon/kanton ma do tego swój własny urok i coś, co w nim przeważa. Dla miłośników kultury w każdym rejonie znajdzie się też jakieś większe miasto z zabytkową zabudową, którą zresztą odnajdziemy nawet w mniejszych miejscowościach. Mniejsze miasteczka pełne są lokalnego folkloru.

2. Niezwykle bliski kontakt z naturą

Mimo że Szwajcaria to wysoko rozwinięty kraj, z mnóstwem autostrad, tuneli, mostów i osad ludzkich wciśniętych w każdą możliwą przestrzeń, to równocześnie idealny przykład symbiozy cywilizacji z naturą. Często do przepięknego cudu natury mamy kilka kilometrów od głównej drogi. Co więcej, często te cudy natury wręcz widać z drogi, albo są tuż przy niej (niezliczone wodospady czy drogi biegnące brzegiem jezior). Nigdy wcześniej nie czułem się tak otoczony naturą. W chilijskiej Patagonii przez 8 dni błąkaliśmy się w parku narodowym Torres del Paine i jedyne dzikie zwierzę, jakie widzieliśmy, to stały bywalec obozowiska – gruby lis. Podobno ktoś widział na jednym obozowisku pumę. W chilijskiej Patagonii stężenie turystów jest też ogromne. Tymczasem jednego dnia w Szwajcarii zobaczyliśmy 5 koziorożców, leżały kilka metrów od nas i w żaden sposób nie przejmowały się naszą obecnością, potem kilka kozic oraz niezliczoną ilość świstaków. Mnogość dostępnych szlaków powoduje, że z powodzeniem możemy trafić na taki, na którym nie spotkamy innych ludzi. Przy wodospadach, urwiskach itd. nie ma żadnych barierek, zakazów wstępu itd. (a przynajmniej zdarzają się rzadko). Można również rozbić namiot w każdym miejscu na szlaku, pod warunkiem, że nie jest to teren prywatny.

Na zdjęciu tego nie widać, ale taki koziorożec, to niezłe bydle.

Na zdjęciu tego nie widać, ale taki koziorożec to olbrzym.

3. Każdy, w najbliższej sobie okolicy, znajdzie górę odpowiednią dla siebie i swoich umiejętności

Nawet jeśli ktoś nie lubi chodzić po górach, to chyba nie ma osoby, która nie doceniłaby widoku z kilkuset metrów wysokości?! A te są w Szwajcarii dostępne niemal dla każdego. Często sąsiadujące ze sobą góry są diametralnie różne od siebie. Zdobycie jednej góry może być spokojnym spacerem, wejście na inną prowadzi dość stromym szlakiem, a jeszcze inna wymaga wspinaczki z elementami via ferraty (nie mówiąc już o górach ponad 4 000 metrów wysokości). Co więcej, często jeden szczyt ma kilka możliwych szlaków do jego zdobycia – każdy o innym stopniu trudności i stopniu ekspozycji. Jeśli podróżujecie grupą znajomych, a każdy ma inne preferencje, to możecie się rozdzielić i spotkać na szczycie. Chodzenie po górach w Szwajcarii po prostu nie może się znudzić. Nasz kolega spotkał w Szwajcarii ponad 70-letniego mężczyznę, którego celem jest codziennie wchodzenie na inną górę. 3 lata później spotkał go ponownie, jego plan miał się lepiej niż świetnie, bo zdarzało się, że w ciągu dnia atakował kilka wierzchołków, niemniej stwierdził, że nie starczy mu życia, by zaliczyć wszystkie góry w Szwajcarii.

plus3

Snupek, to która górka następna?

Piękno gór nie jest zarezerwowane tylko dla aktywnych turystów, bo na wiele szczytów prowadzą kolejki linowe. Na marginesie dodam, że ich ilość jest piorunująca. Myślę, że można je liczyć w setkach. Niektórych może boleć obecność „niedzielnych” wspinaczy na szlakach. Nam tacy turyści w Szwajcarii w ogóle nie przeszkadzali, bo zazwyczaj nie szli dalej, tylko zwiedzali najbliższe przy stacji kolejki okolice. A i w dół zjeżdżali wagonikami, zamiast pchać się nieprzygotowanymi na szlaki (szkoda, że tej odpowiedzialności brakuje wielu „niedzielnym” wspinaczom w polskich górach). Dodatkowo, jak już zresztą wspomniałem, ilość szlaków zapewnia możliwość ominięcia miejsc przepełnionych turystami.

Co wybierasz?

A Ty co wybierasz?

4.Na każdy szlak można wejść z psem

Jedne kantony dopuszczają psy biegające luzem, inne wymagają smyczy. Psa możemy też zabrać ze sobą do kolejek linowych a za ich przejazd nie trzeba płacić! Ludzie w miastach i na łonie przyrody przyjaźnie reagują na psy (choć częste są zakazy wprowadzania psów na plaże niektórych mniejszych jezior). W miejscowościach, co kilkaset metrów, stoją podajniki/kosze z torebkami na psie odchody. W trakcie naszego 2-tygodniowego pobytu i zwiedzeniu kilku kantonów, nie trafiliśmy na podajnik, w którym brakowałoby torebek. Takie same podajniki znajdziemy również na łonie natury, w pobliżu parkingów przy szlakach, a czasem nawet dalej. Generalnie w Szwajcarii jest bardzo czysto i schludnie.

Nie! To nie skrzynka pocztowo, to kosz na psie odchody.

Nie! To nie skrzynka pocztowa, to podajnik z torebkami i kosz na psie odchody na środku szlaku.

 5.Wymarzone miejsce dla smakoszy serów żółtych i czekolad

Znajdziemy też wiele ciekawych ciastek, chociaż ich cena jest już dużo większa niż czekolad. My dodatkowo polecamy spróbować Älplermagronen, czyli danie na ciepło złożonego z makaronu (najczęściej penne), sera żółtego, cebuli i musu jabłkowego! Także napojów Rivella, czyli dość mało słodkich napojów gazowanych, dostępnych w kilku smakach. A co do serów, to uważajcie, bo może Wam się trafić naprawdę śmierdzący, a takich jest całkiem sporo. Chociaż ich smak jest wspaniały, to zapach gorszy od 2 letnich skarpetek. Może on zepsuć całą przyjemność z jedzenia. Wtedy najlepiej odstawić taki ser do lodówki i po kilku dniach będzie dało się go jeść. Tylko wsadź go do pojemnika, inaczej zapachem przesiąknie cała lodówka! plus5aplus5b

6Jest bardzo bezpiecznie i spokojnie

Poza największymi miastami możemy spokojnie zostawić otwarty samochód, uchylone szyby czy rzeczy na brzegu jeziora. Gdy włączył mi się alarm w samochodzie, nasza koleżanka, która mieszka w Szwajcarii, śmiała się, że zaraz wszyscy okoliczni mieszkańcy przyjdą sprawdzić co to za dźwięk, bo oni nie znają pojęcia alarmu w samochodzie. Druga niezła historia jest taka, że zgubiłem kamerę GoPro podczas zejścia z góry Santis. Zorientowałem się dopiero godzinę później. Już się martwiłem, jak zareaguje na to mój przyjaciel, od którego ją pożyczyłem. Zadzwoniliśmy do hotelu u podnóży góry i CO?! Ktoś znalazł kamerę i ją odniósł do recepcji hotelu. Rozumiecie?! Ktoś znalazł na ulicy 2 tys. zł i je oddał!

Dzięki temu, że w Szwajcarii jest bardzo dużo turystów, a każdy kanton, czasem nawet miejscowość, ma swoje własne tradycje i dialekt, to ludzie są tolerancji i przyjaźnie nastawieni do innych. W Szwajcarii nie ma dużo Polaków, a Ci, którzy tam są, nie stanowią negatywnego marginesu społecznego, który psułby wizerunek naszego narodu. Dlatego Szwajcarzy nie mają uprzedzeń wobec Polaków. Gdy mówiliśmy, że jesteśmy z Polski, ludzie z zaciekawieniem pytali o nasz kraj. Aczkolwiek w momencie najbardziej dla nas ważnym – gdy zepsuł nam się alternator w samochodzie, trafiliśmy na Szwajcara, który gdy tylko zobaczył polskie tablice rejestracyjne, wpadł w szał. Na szczęście zaczął obrażać nie tylko Polaków, ale też Niemców, w sumie Niemców nawet bardziej…

Bezpiecznie, bezpiecznie, a ten sztywniak chciał nam ukraść Snupiego.

Bezpiecznie, bezpiecznie, a ten sztywniak chciał nam ukraść Snupiego, by zrobić z niego psa pasterskiego.


Co na minus?

1.Ceny, ceny, i jeszcze raz, ceny żywności i produktów

Są one zabójcze. Jeśli nie jest się na to przygotowanym, to nie ma po co jechać do Szwajcarii, bo po prostu umrzemy z głodu. Chleb kosztuje min. 10 zł, a zazwyczaj więcej niż 12 zł. Mięso jest bardzo drogie, trochę tańsze są sery, których cena jest do przeżycia, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w Polsce tak dobrego sera nie znajdziemy, a jeśli się to uda, to jego cena będzie równie wysoka. Jedzenie w restauracjach, to już w ogóle kosmos. Cena kebabu na ulicy to min. 10 franków, czyli 40 zł, obiad w byle jakiej restauracji to już 18-25 franków. Jedyne miejsce, w którym można „tanio” zjeść to fastfoody, ale i tak sam hamburger to min. 25 zł, a jak kupisz zestaw i chcesz ketchup do frytek, no to zapłać za niego 20 centymów/rappenów (odpowiednik polskich groszy w wersji francusko- i niemieckojęzycznej).

Niektórzy Szwajcarzy nie mają problemu z cenami. Wyznają zasadę, że jak coś jest drogie, to dobre, a jak tanie, to się zaraz zepsuje. Idealny kraj, do rozkręcenia jakiegoś biznesu 😀

Ratunkiem dla budżetu jest to, że można pić wodę z kranu i jest ona pyszna. Na każdym szlaku w górach, a czasem nawet w miasteczkach odnajdziemy punkty z wodą pitną. Więc wybierając się na wycieczkę, nie musimy wydawać majątku na ten podstawowy produkt.

2.Ceny – tym razem transportu i usług

Najlepiej do Szwajcarii przyjechać własnym samochodem wypełnionym jedzeniem z polski i sprzętem kempingowym. Ceny komunikacji miejskiej, pociągów, kolejek linowych (min. 10 franków w jedną stronę, a są takie, które kosztują 50 franków – Schilthorn) i wszystkich atrakcji są porażające. Często za postój na parkingu pod górą/przy szlaku, innymi atrakcjami natury, trzeba zapłacić, mimo że znajdujemy się na jakimś zadupiu. W najbardziej turystycznych miejscach parkingi są płatne 24h/dobę :/ Często parkometry dają tylko 2 alternatywy: wykupienie biletu na godzinę albo cały dzień. Ta druga opcja jest tak naprawdę całkiem sensowna, bo często ceny biletu oscylują w okolicach 5-6 franków. Gorzej jest w miastach, w Lucernie czy Zurychu 1 godzina może kosztować 5 franków.

Na pocieszenie dodam jednak, ze wiele atrakcji w miastach (wejście do kościołów, na mosty w Lucernie) czy na łonie natury dostępnych jest za darmo, w tym atrakcje najbardziej znane. Nie zapłacimy nic za przejście się najwyżej położonym mostem w Europie – moście Trift. Nie trzeba płacić za wejście do Wąwozu Renu, ani za punkt widokowy w nim. Nie trzeba płacić za podejście do wodospadów, w tym do największego w Europie – przełomu Renu w miejscowości Neuhausen am Rheinfall. Niestety zapłacić trzeba za płynące wewnątrz skał wodospady Trümmelbach. Darmowe jest też np. odwiedzenie parku niedźwiedzi w Bernie, aczkolwiek sami tam nie byliśmy.

Przełom Renu

Przełom Renu

3.Niemożliwe do ogarnięcia drogi samochodowe

Stan nawierzchni jest w Szwajcarii wzorowy, ale oznakowanie to już inna bajka, a raczej koszmar. Jazda przez Zurych była dla mnie największym stresem w życiu. Chyba większym niż matura, egzamin na prawo jazdy i jazda przez stolicę Gruzji – Tbilisi, gdzie nie obowiązuje żadna kultura jazdy.

Przy Zurychu to wszystko pikuś. Wąskie ulice i ciasne skrzyżowania z mnóstwem niezrozumiałych zjazdów i niespodziewanych małych uliczek dochodzących. Zjazdy są często fatalnie oznakowane. Drogowskazy się nie powtarzają, nie da się na pierwszy rzut oka rozpoznać, która droga jest główna, a która to zjazd. Generalnie w Zurychu, a nawet w całej Szwajcarii, nie ma drogi prosto. Prosto jest albo trochę w lewo albo trochę w prawo :D. Wybranie złego zjazdu może się skończyć wjechaniem do tunelu i wylądowaniem kilometr, albo nawet 3 km dalej. Gdzie logiczna i zdroworozsądkowa próba odnalezienia drogi do zawrócenia na nic się nie zda. Do tego trzeba dodać pieszych, którzy bez przekręcenia nawet głowy w naszą stroną, wchodzą na jezdnie. Następnie wszechobecnych rowerzystów (także na przełęczach wysoko w górach. Gdzie zjeżdżają z prędkością ponad 60 km/h i wcale nie myślą ustąpić samochodom/motocyklom, ani trzymać się prawej strony. Często nie mają świateł, co może być tragiczne, gdy taki rowerzysta znajdzie się w krótkim tunelu, w którym słońce po drugiej jego stronie utrudnia widoczność).

Oznakowania na autostradach są o niebo lepsze niż w miastach, ale potrafią być problematyczne. Na autostradach z kolei trzeba uważać na ekstremalnie krótkie zjazdy i miejsce do wyhamowania (do tego często tylko jeden pas). Minusem są też dość rygorystyczne ograniczenia prędkości: na autostradzie 120 km/h, a na pozostałych drogach 80 km/h, czasem tylko 100 km/h. Są jednak pewne zalety tych ograniczeń: po pierwsze, małe spalanie, a to dość ważne przy cenie benzyny o 1,5 zł wyższej niż w Polsce, po drugie pozwala kierowcy podziwiać piękne widoki. Jeśli będziemy jechać wolniej nikt nas nie strąbi, nie będzie świecił długimi, ani nie wyprzedzi i nie zacznie się mścić. Pełna kultura.

Co do oznakowania to należy jednak skomplementować, że dobrze oznakowane są główne atrakcje turystyczne. Gdy już jesteśmy w ich pobliżu, na drogach pojawiają się dodatkowe tabliczki na drogowskazach w kolorze brązowo-bordowy umieszczane pod normalnymi znakami. minus3a 4.Pogoda nie ma litości i potrafi pokrzyżować plany

W Szwajcarii trzeba sprawdzać prognozę pogody. Najlepiej też weryfikować co kilka godzin, czy się nie zmieniła. Nie ma takiej opcji, że rano wyjrzysz przez okno i stwierdzisz „oooo, bezchmurne niebo, idę na cały dzień na wycieczkę”. Pogoda potrafi się diametralnie zmienić. Burze, które u nas zatykają studzienki, to w Szwajcarii mżawka, tam burza przypomina bardziej tropikalny. Z kolei gdy jest bezchmurne niebo, to jest cholernie gorąco. W końcu znajdujemy się kilkaset metrów nad poziomem morza, więc promienie słońca prażą mocno. Do tego trzeba dodać wysoką wilgotność (liczne potoki i duże zalesienie). Zdobywanie niektórych szlaków w taki upał, to mordęga.

Kraj podzielony jest licznymi pasmami górskimi, przez co często pogoda po jednej stronie gór jest tragiczna, a po drugiej wspaniała, bo chmury nie mogą przebić się przez góry. Dlatego też nie ma co się załamywać, że pogoda w okolicy jest kiepska. Po prostu trzeba się wtedy zebrać i ruszyć na wycieczkę do innego rejonu kraju. Same chmury w Szwajcarii są bardzo interesujące do oglądania. Często wiszą bardzo nisko nad ziemią. Swoimi kształtami i zachowaniem potrafią stworzyć piękny spektakl do oglądania, a swoją obecnością dodać magicznego klimatu zwykłemu krajobrazowi.minus45.Problemy językowe

Przyznaję, że to taki minus naciągany. Naciągany, bo w Szwajcarii bezproblemowo uda nam się porozumieć z wykorzystaniem języka angielskiego, nawet z osobami starszymi. Gorzej, jeśli chcemy używać innego języka, bo chociaż Szwajcaria to dość mały kraj, to obowiązują w niej 3 języki: niemiecki, francuski i włoski. Nie każdy Szwajcar zna je wszystkie, albo chociaż 2. Co więcej, chociaż większość kraju jest niemieckojęzyczna, to język ten w „czystej”, „podręcznikowej” odmianie nie występuje. Wszędzie używa się regionalnych dialektów i gwar. Często regiony położone zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od siebie, mają już zupełnie inne zasady. Z tego, co opowiadali nam znajomi, używanie „podręcznikowego” języka niemieckiego może zostać przez innych potraktowane jako przejaw próby wywyższania się i możemy zostać uznani za bufona. Generalnie nie jest to jakiś wielki dramat, ale problemem może być zwykła próba przywitanie się na szlaku czy w sklepie. Bo wystarczy, że pojedziemy 20 km i używa się już tam zupełnie innego zwrotu na przywitanie/pożegnanie. A sposób wymowy przez miejscowych uniemożliwia samodzielne odkrycie, jak poprawnie wymówić należy dane sformułowanie.

W sumie to musimy sprostować, że tak naprawdę to w Szwajcarii używa się 4 języków, bo w Gryzonii dochodzi język retoromański. Wyobraźcie sobie, że niektóre telewizje nadają filmy z napisami w 3 językach 😀

Oni się jakoś dogadali

Oni się jakoś dogadali

6.Zamknięcia

Sklepy są otwarte krótko. W tygodniu to standard, że sklep jest do 19 czy 20. W soboty do 14, a w niedziele zamknięte wszystko na 4 spusty. Przy podróżowaniu nocą należy pamiętać o tym, że stacji benzynowych 24h również nie uraczymy (chyba że bezobsługowe z płatnością w automacie).

Do „zamknięcia”, można też zaliczyć zamknięcie się ludzi na innych. Na ulicach/szlakach ludzie raczej ze sobą nie rozmawiają. Wieczorami na ulicach robi się pusto, nie słychać też grupek młodzieży. Znajomi opowiadali nam, że stopień ochrony prywatności i nie wtrącania się w życie innych osiągnął już tak absurdalny poziom, że nawet nikt nie pomoże starej babci ponieść zakupów czy wejść do pociągu, bo to przecież jej życie i jej prywatna sprawa. Tak samo matkom z małymi dziećmi. A jak zapytasz się kogoś w pociągu – czy miejsce obok jest wolne, to popatrzy się na Ciebie jak na debila – bo skoro nikt na nim nie siedzi, to jak mogłoby nie być. Gdy kupowaliśmy ser w chatce wysoko w górach, to właściciel nawet nie zamienił z nami jednego zdania.

CO JEST JEDNAK OGROMNIE ZASKAKUJĄCE – autostopowanie w Szwajcarii idzie naprawdę sprawnie i kierowcy stają się bardzo rozmowni i życzliwi. Rozmowy z kierowcami super nam się kleiły i było bardzo miło. Warunek jest jeden – musimy wyglądać schludnie, czysto i niegroźnie. Szwajcarzy niechętnie zatrzymają się dla kogoś, kto wygląda jak bezdomny hipis albo fanatyk militariów.

KILKA DODATKOWYCH UWAH odnośnie Szwajcarii:

a) Do Szwajcarii dostaniemy się bardzo łatwo. Mimo że nie należy ona do Unii Europejskiej, to przystąpiła do układu z Schengen. Zatem do wjazdu wystarczy dowód osobisty. Nie potrzeba żadnych dokumentów na samochód, a na psa… wymagane jest badanie miareczkowania przeciwciał wścieklizny, bowiem Polska nie jest krajem wolnym od wścieklizny. Teoretycznie sam paszport nie wystarczy, wymagane jest też dodatkowe świadectwo zdrowia. Nam ostatecznie żadnych dokumentów nikt nie sprawdzał. Przy wjeżdżaniu i wyjeżdżaniu nawet nas nie zatrzymali na granicy, po prostu ją przejechaliśmy bez jakiekolwiek kontroli.

UWAGA: dużo osób piszę do nas, iż przekazywana jest im informacja, że Szwajcaria wymaga odczekania 3 miesięcy od daty wydania certyfikatu miareczkowania. Z tego co ja wiem, to te 3 miesiące przy wjeździe do Szwajcarii mają zastosowanie tylko w przypadku wjazdu/przylotu do Szwajcarii z kraju wysokiego ryzyka wścieklizny (być może Szwajcaria uznaje Polskę za taki kraj, ale to już należy zweryfikować w szwajcarskich instytucjach na bieżąco, bowiem nie ma tej informacji na stronie pettravel).  Niemniej, dlatego w naszym artykule o formalnościach do zagranicznych podrózy z psem http://www.podrozezpazurem.pl/…/co-trzeba-zrobic-zeby…/ piszemy, by miareczkowanie zrobić najszybciej jak się da i gdy się na to pieniądze. Bowiem nigdy nie wiadomo, kiedy się może przydać, a z reguły wystarczy jedno badania na całe życie (przy prawidłowym powtarzaniu samego szczepienia).

b) Nie starczy czasu, by zobaczyć wszystko co się chce. Wydaje się, że to taki mały kraj, co więcej, zaraz obok kusi Francja i Włochy, a jednak nie uda się zaliczyć wszystkich atrakcji. Przeszkadzają w tym upływ czasu (często wyprawa do jednego miejsca, to cały dzień spacerowania) i brutalne ceny, które zniechęcają do zaliczenia wszystkiego, co po drodze ciekawego. Czas nieźle też uszczuplają ograniczenia drogowe: po pierwsze niskie dopuszczalne prędkości, a po drugie – brak przejazdów między niektórymi rejonami (rozdzielają je pasma górskie). Często jedyną możliwością, zamiast jazdy na około, jest pociąg w tunelu (samochód zostaje załadowany na wagon kolejowy), ale cena takiej przyjemności to kilkadziesiąt franków w jedną stronę. Uważajcie też, bo niektóre mniejsze drogi przez przełęcze są wyłączone z ruchu w weekendy!

c) Niby można rozstawić namiot wszędzie, gdzie nie ma terenu prywatnego, ale w praktyce, w okolicach najbardziej turystycznych, wszędzie jest teren prywatny. Na przykład w okolicach miejscowości w dolinie Lauterbrunnen czy Grindelwald nie znajdziecie miejsca do rozbicia namiotu. Jeśli chcecie się tam rozbić za darmo, to musicie ruszyć w górę na szlak. Nie ma opcji, że dojedziecie sobie o godzinie 21, rozbijecie się gdzieś na uboczu i rano ruszycie w góry. Z kolei nad brzegami jezior i na zwykłych parkingach często jest zakaz campingowania w godzinach 22-7 rano.

d) By poruszać się po szwajcarskich drogach trzeba mieć winietę. Ale spokojnie, jej koszt jest śmiesznie mały. Śmiesznie – w porównaniu do cen pozostałych rzeczy w Szwajcarii i w porównaniu do naszych autostrad. Winieta kosztuje 40 franków i jeździmy ile chcemy. Tymczasem u nas tyle kosztuje przejechanie jednej autostrady w tą i z powrotem. Winietę bez problemu kupicie na stacjach benzynowych, urzędach pocztowych. Można nawet ją kupić w Niemczech, Austrii, Czechach, tam też kosztuje 40, ale euro, więc bardziej opłaca się ją kupić w Szwajcarii. W Polsce możecie ją kupić przez sklep internetowy za 178 zł. Tylko po co, skoro to dużo więcej niż 40 franków, do tego trzeba dodać koszt wysyłki, a winietę kupić możecie nawet na szwajcarskich przejściach granicznych. Jedna ważna uwaga – termin ważności winiet nie zaczyna płynąć od daty ich zakupu, tylko jest stały. Winiety obecne aktualnie w sprzedaży są ważne od 1 grudnia 2015 do 31 stycznia 2017. Więc jeśli kupisz winietę dziś, to jest ważna do 31 stycznia 2017 r. W grudniu pojawią się winiety ważne od 1 grudnia br. roku do 31 stycznia 2018 r. i tak dalej przez następne lata.aaa

7 comments to “6 powodów, dla których warto jechać do Szwajcarii i 6 rzeczy, które mogą w niej denerwować”
  1. Zurych autem to pikuś w porównaniu z pomysłem wjechania do Amsterdamu autem!

    Tym miareczkowaniem to mnie mega zdziwiliście. Teraz zastanawiam się czy notorycznie łamaliśmy prawo (chociaż nikt nas nigdy nie sprawdzał). Trzeba je w końcu zrobić :).

    • Zdecydowanie zalecamy wykonać miareczkowanie, bo to jednarozowa akcja, a spokój w głowie. Właśnie w takich przypadkach jak Szwajcaria, gdzie na granicy może nie trafić się żadna kontrola, a potem, jak się trafi jakieś nieszczęście, to przy szwajcarskich realiach Polak z jakieś karty może nie wypłacić się do końća życia 😀

      Jeździłem trochę po Amsterdamie i było całkiem ok, aczkolwiek z dala od historycznego centrum 😉

  2. Ceny w restauracjach są wysokie, to prawda, ale wystarczy dobrze szukać produktów w supermarketach. Makaron można mega tanio kupić w Migrosie, ok. 0,6-0,7 franków (na dolnej półce są zawsze produkty z napisem „budget” w zielone paski, tak samo z jajkami, mąką i wieloma innymi rzeczami..) Tak samo chleb – w coopprix znajdowaliśmy chleb za 2 franki – 1kg (zwykły biały chleb)! Dżem też można kupić tanio i jakoś da się przeżyć 🙂 Dla nas droższa była Francja. W lidlu też jest dużo przecen, tylko trzeba dobrze szukać.
    I może produkty „budget” nie są najwyższej jakości to można się przemęczyć 🙂 Warto na pewno z powodu widoków!
    A co do mięsa – polecamy 3 tygodnie przed wyjazdem zacząć suszyć kiełbasę 😉 nam wytrzymała prawie miesiąc. A jeździmy na rowerach, więc nie da się uciec przed słońcem.

  3. Piszesz, że najlepiej jechać z samochodem wypełnionym po brzegi jedzeniem. A co z obowiązującymi przepisami celnymi, typu 1 kg mięsa na osobę, 1 litr alkoholu na osobę dorosłą itd. Chiałem z rodziną tak właśnie jechać i zabrać jedzenie z Polski i teraz nie wiem co robić. Jak to rozwiązaliście?

    • Skoro jedziesz z rodziną, to jak rozumiem min. 3 osoby. 3 kg mięsa to nie jest źle, starczy na kilka dobrych obiadów, duzo więcej i tak nie weźmiesz, bo się zepsuje. Poza tym nikt nie kontroluje takiego jedzenia jak liofilizanty (dania lifilizowane), ryż, makarony, szeroko rozumiane zupki chińskie. Myślę, że konserw z warzywami też. Zresztą nas na granicy absolutnie nikt nie sprawdzał. Mam nadzieję, że chociaż trochę pomogłem 🙂

  4. Mieszkałam w Genewie przez rok, a zeszłe wakacje spędziłam na farmie pod Genewą, więc zgadzam się ze wszystkim, co napisaliście 😉
    Dodałabym jeszcze jedno a propos minusów Szwajcarii – Szwajcarzy! Bardzo zamknięci, do tego stopnia, że wszędzie ustawiają tabliczki ’teren prywatny, nie wchodzić’…

    P.S. Dziękuję za komentarz na mojej stronie 🙂

    • Mało mieliśmy czasu na kontakty ze Szwajcarami. Bo mieszkaliśmy u kolegi Niemca z żoną Polką. A poza nimi tylko góry i wodospady. Ale trafił nam się jeden szurnięty Szwajcar, który nienawidzi właśnie Polaków i Niemców (Niemców nawet bardziej :D). Na ulicy jednak większość osób wydaje się życzliwa, a przynajmniej mniej naburmuszona niż ludzie w Polsce 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *